piątek, 14 listopada 2014

NARODZINY LEGENDY ROZDZIAŁ 8

   Stałam razem z Kathy na płaskim dachu jednego z najwyższych budynków Gotham. Chłodny jesienny wiatr targał nam włosy. Patrzyłyśmy przed siebie na oświetlone, tętniące życiem miasto i ciemne niebo obsiane gwiazdami.
   Minęły już trzy tygodnie odkąd dołączyłam do Bat- rodziny. Każdy ten dzień miał taki sam schemat: trening, trening i jeszcze raz trening. Na początku ćwiczyłam średnio trzy godziny dziennie. Teraz trenuję już po sześć godzin, pod okiem najczęściej Bruce'a. Chociaż minęło zaledwie dwadzieścia jeden trzy, moja kondycja znacznie się polepszyła. Stałam się szybsza, silniejsza, zwinniejsza, wytrzymalsza i poprawiłam celność. Udało mi się nawet wygrać sparing ze Stephanie. Mam nadzieję, że mówiła prawdę, gdy przysięgała, że wcale nie udawała słabszej, bym to ja zwyciężyła.
   W każdym razie Kathy dostrzegła mój postęp. Pochwaliła mnie i stwierdziła, że czas nauczyć się czegoś nowego. Kazała założyć kostium Batgirl i zaprowadziła na drapacz chmur.
   Podziwiałam widok już drugą minutę, kiedy zorientowałam się, że mi się przygląda.
  - Co będziemy robić? - zaciekawiłam się - Dlaczego mnie tu zabrałaś?
  - Jestem zaskoczona, że jeszcze się nie domyśliłaś - odpowiedziała - W końcu bystra z ciebie dziewczyna.
   Poczułam, że się rumienię. Chcąc ukryć zmieszanie, spojrzałam w dół i zastanowiłam się. Byłyśmy z jakieś osiemdziesiąt pięter nad ziemią. Nagle uświadomiłam sobie jaki plan ma Kathy i natychmiast zrobiło mi się niedobrze. Przełknęłam głośno ślinę.
  - Będziemy skakać, tak? - domyśliłam się. Nie do końca chciałam uzyskać odpowiedź. Byłam przerażona.
  - Właściwie to latać - poprawiła mnie Kathy, po czym spojrzała na mnie zaniepokojona - Dobrze się czujesz? Jesteś bardzo blada.
Pokręciłam powoli głową. nadal patrząc na malutkich ludzi i malutkie samochodziki pode mną.
  - Ja nie skoczę... - powiedziałam cicho.
  - Przecież mówiłam, że będziemy latać - poirytowała się.
  - Jestem człowiekiem! - wykrzyknęłam roztrzęsiona - Nie umiem latać!
  - Przecież wiem - uspokoiła mnie Kathy - Dlatego kazałam ci ubrać kostium.
Popatrzyłam na nią zdziwiona, a ona wyciągnęła rękę i chwyciła moją pelerynę.
  - Ale... Jak to? - wydukałam.
  - Ktoś, kto produkował tę zbroję, wiedział co robi - uśmiechnęła się pod nosem - Wszystko sobie dokładnie przemyślał. Wytłumacz to sobie naukowo. Powietrze, drganie... Co miałaś z fizyki?
  - Sześć - odpowiedziałam.
  - Właśnie...
  - Uczyłam się dużo o grawitacji - powiedziałam szybko - Nie odważę się skoczyć.
Odwróciłam się na pięcie i ruszyłam w stronę windy, którą wjechałyśmy tu przed kilkoma minutami.
   - Jest ciekawsza droga na dół! - krzyknęłam za mną Kathy.
   - Nie, dzięki - burknęłam nie patrząc na nią - Wolę coś bardziej sprawdzonego i bezpieczniejszego...
   - W takim razie pakuj się! - zawołała - Jeszcze dzisiaj odwozimy cię do wujka!
   Zatrzymałam się gwałtownie. Te słowa, były jak nóż prosto w serce. Nie wiem dlaczego, ale uraziły mnie. Nie chodzi o to, że nie lubię wujka Jamesa. Chodzi o to, że zdążyłam już przywyknąć, do wstawania o czwartej nad ranem, codziennych treningów i polubiłam członków Bat- rodziny. A teraz sama Batwoman, która jeszcze kilka godzin temu mnie chwaliła, mówi mi prosto w twarz, że się nie nadaję. Ma rację. Co to za bohaterka, co to za Batgirl. która boi się skoczyć z budynku? Boję się, na prawdę się boję, ale zrobię to. Tu i teraz.
   Podeszłam szybkim krokiem do wyraźnie zadowolonej i usatysfakcjonowanej Kathy.
  - Skoczę - zdecydowałam. Powiedziałam to głośno i pewnie, starając się, by głos mi nie drżał - Skoczę - powtórzyłam - Chcesz się założyć?
Pokręciła głową.
  - Wiem, że skoczysz - rzekła - Gdybyś nie skoczyła, zdziwiłoby mnie to.
   Znowu się speszyłam. Prawi mi tyle komplementów. Czy są szczere? Jeśli tak, to może faktycznie jest we mnie coś wyjątkowego...
   Ponownie spojrzałam w dół. Zakręciło mi się w głowie i poczułam ogromną ochotę do ucieczki, ale zmusiłam się, by zostać. Nie. Nie stchórzę. Za dużo razy w życiu stchórzyłam. Teraz jestem już kimś innym. Po za tym, mogę chyba zaufać Kathy.
  - Wiesz, że szatan Jezusa też tak kusił? - odezwałam się - Od początku wiedziałam, że ty jakaś opętana jesteś - odważyłam się zażartować, bo nie mogłam się odstresować.
Kathy zaśmiała się krótko.
  - Tobie do świętej też nie mało brakuje - odcięła się po czym spytała: - Skaczesz pierwsza? Będę mieć pewność, że nie zwiałaś.
Zastanowiłam się przez chwilę.
  - Jak skoczę druga, to może uda ci się mnie złapać, jeżeli coś pójdzie nie tak - stwierdziłam, chociaż wątpię, by udało jej się mnie w takiej sytuacji uratować.
  - To nie będzie konieczne. Nie będę zmuszona cię łapać - uśmiechnęła się do mnie - Jak chcesz. Mogę być pierwsza - uniosła wskazujący palec do góry - Ale ty skaczesz zaraz po mnie - przykazała.
Posłusznie skinęłam głową.
  - Ja ufam tobie, ty ufaj mi - powiedziałam.
  - To jak? Gotowa? - spytała, a ja ponownie przytaknęłam, chociaż prawdę powiedziawszy wcale nie byłam gotowa - To lecimy.
   Cofnęła się o kilka kroków, po czym zrobiła rozbieg i zeskoczyła z dachu. Nawet nie patrzyłam, co się z nią dzieje. Chciałam to mieć jak najszybciej za sobą.Wzięłam głęboki wdech, po czym raptownie otworzyłam oczy. Rozbiegłam się. Powtarzałam sobie w duchu, że nie zwolnię, nie zwolnię, nie zwolnię...
   Nie zwolniłam. Przeskoczyłam. I od razu tego pożałowałam.
   Przez jedną, krótką chwilę na prawdę spadałam. Krzyczałam i wymachiwałam chaotycznie rękoma na wszystkie strony. To było przerażające, krew zmroziło mi w żyłach, chociaż serce biło zdecydowanie za szybko. Wiedziałam, że za kilka sekund rozbiję się o twarde podłoże. Przez ułamek sekundy widziałam swoje zmasakrowane ciało na chodniku. P
   Przeleciałam z wrzaskiem obok szybującej w powietrzu, niczym latawiec, Kathy. Odruchowa wyciągnęła do mnie rękę, by mnie złapać, ale nie zdążyła.
   - Wyrównaj! - krzyknęła za mną.
   "Wyrównaj"? Co mam wyrównać...? Postawę! To przecież oczywiste, muszę lecieć bardziej pod skosem. Dlaczego dopiero teraz się zorientowałam?
   Na prawdę nie wiem, jak udało mi się to zrobić, ale zrobiłam to. Wyrównałam postawę, złapała równowagę i przestałam spadać. Leciałam. Ja na prawdę leciałam!
   Rozłożyłam szerzej ręce. Kathy zniżyła się i teraz leciała na równi ze mną.
  - Więcej szczęścia, niż rozumu - posumowała, zaprzeczając tym samym wcześniejszym pochwałą. Nie byłam wstanie odpowiedzieć. Wracałam do siebie, po tym co wydarzyło się przed chwilę, a jednocześnie skupiałam się na ty, co dzieje się teraz. Wolałabym nie powtarzać więcej czegoś takiego.
   Kiedy poczułam się trochę pewniej, doszło do mnie, co na prawdę się właśnie dzieje. Nie mogłam w to uwierzyć. Znów poczułam dreszcze, ale te były wyjątkowo przyjemne.
  Zbliżałyśmy się ku ziemi, ale nie spadałyśmy. Peleryna drgała, wiatr huczał mi w uszach. Chłodne, jesienne powietrze równie przyjemnie biło i szczypało mnie w twarz.
   Byłam szczęśliwa. Czułam się tak wspaniale... Podobnie jak wtedy, gdy jechałam z Timem do rezydencji Wayne' ów tamtej pamiętnej nocy, tylko że teraz było sto razy lepiej.
   Byłyśmy niczym ptaki, niczym nietoperze.
   Czułam się tak niesamowicie, że po chwili nie wytrzymałam i zaczęłam się głośno śmiać. Po kilku krótkich sekundach zaraziłam Kathy i teraz śmiała się razem ze mną.
  - Ty wiesz, że ludzie nas słyszą - odezwała się, ale nie brzmiała jakby ją to martwiło.
  - Jest cudownie! - wykrzyknęłam.
  - Wspaniale - dodała.
  - Jestem królową świata! - zawołałam najgłośniej jak mogłam, a Kathy wybuchnęła śmiechem.
  - Widzisz to? - wskazała na kolejny poziomy dach jakiegoś niskiego budynku - Tam lądujemy. Przygotuj się.
   Oczywiście, przewróciłam się przy lądowaniu, ale nawet gdybym nie miała na sobie zbroi, która ochroniła moje ciało, nie zwróciłabym na to uwagi. Natychmiast się podniosłam i w podskokach podbiegłam uradowana do Kathy, która wylądowała z taką grację, że na pewno latała już tak dziesiątki razy.
  - Batwoman, to było niesamowite! - zawołałam.
  - A ty nie chciałaś tego robić - rzekła dumnie - Widzisz, czasem warto ryzykować.
Skinęłam głową.
  - Dobrze powiedziane - przyznałam - U was ryzyko to chyba norma.
  - Dobrze powiedziane - powtórzyła - Swoją drogą, niezłego stracha mi napędziłaś. Zapomniałam ci powiedzieć o jednej ważnej rzeczy. Byłaś źle ustawiona, gdy skoczyłam. Dlatego spadłaś. Wydawało mi się, że powinnaś sama na to wpaść...
Uśmiechnęłam się do niej niewinnie.
  - Nie licz zawsze na mój rozum - przestrzegłam ją - W sytuacjach kryzysowych, rzadko kiedy myślę logicznie.
Kathy parsknęła pod nosem.
  - I nad tym właśnie trzeba popracować - powiedziała - Bo latać to ty już umiesz - zastanowiła się - Lądowanie musisz jeszcze poćwiczyć,  poza tym... - wyprostowała się - Jestem z ciebie dumna, dziewczyno.
   Uśmiechnęła się do mnie zadowolona, a ja odwzajemniłam uśmiech za pomocą miny Sardynki.
   Nagle usłyszałam coś podejrzanego. W tym samym momencie Kathy zaglądnęła mi przez ramię i natychmiast ściągnęła brwi.
  - Patrz - powiedziała i wskazała za mnie.
Odwróciłam się i spojrzałam we wskazanym kierunku.
   Dopiero teraz zorientowałam się, gdzie jesteśmy. Stałyśmy na dachu budynku, który kiedyś sąsiadował z moją kamienicą. Łzy napłynęły mi do oczu na widok ruin mojego starego domu, ale zauważyłam coś, co odwróciło moją uwagę od wspomnień.
   Przed nami, za pozostałościami kamienicy, dwójkę młodych ludzi, nastoletniego chłopaka i dziewczynę w podobnym wieku, otoczyła piątka starszych facetów ubranych w niechlujne kurtki. Chłopak, z zaniepokojeniom przyglądający się powoli przybliżającym się ludziom, objął przerażoną dziewczynę.
   Byliśmy poza główną ulicą. Prócz tamtych ludzi, mnie i Kathy, nikogo nie było w pobliżu.
   Jeden z mężczyzn wyjął nóż i poprawił go sobie w dłoni. Dziewczyna, w ramionach swojego chłopaka, zaczęła panikować.
  - Jesteśmy nisko. Teraz skaczesz, nie lecisz - powiedziała szybko Kathy - Tylko bądź cicho.
    Budynek był jednopoziomowy, a na dodatek lekko wkopany w ziemię, więc udało mi się nie skręcić kostki, po tym jak zeskoczyłam zaraz za Kathy. Ruszyłam biegiem bezszelestnie w kierunku nastolatków i grążącemu im niebezpieczeństwu.
    Razem z Kathy, skryłyśmy się za fragmentem ściany dawnej kamienicy i wychyliłyśmy głowy. Byłyśmy teraz wystarczająco blisko, by usłyszeć o czym mówią i niespodziewanie zaatakować.
  - Czego chcecie? - odezwał się chłopak drżącym, ale pewnym głosem. Cały czas osłaniał ciałem swoją towarzyszkę.
  - Dawaj forsę, chłoptasiu - odpowiedział jeden z bandziorów - Albo inaczej zranimy tę twoją piękną buźkę.
  - Nie mamy przy sobie pieniędzy - pisnęła dziewczyna wyłaniając się za pleców chłopaka
Zbiry zaśmiały się cicho.
  - Jasne... - odezwał się inny - Ostatni raz grzecznie prosimy... To jak będzie?
Nastolatki popatrzeli przerażeni, myśląc gorączkowo po roześmianych, paskudnych twarzach mężczyzn. Chyba na prawdę nie mieli nic przy sobie. Byli bezbronni.
  - Mamy tylko telefony... - zaczął chłopak.
   W tym momencie jeden z mężczyzn uniósł nóż do góry. Nie zdążył jednak wbić go w ciało chłopaka. Kathy wybiła mu go z ręki, przeleciał parę metrów w powietrzu, po czym wbił się ostrzem w ziemię.
   Jak Kathy się tam tak szybko znalazła? Jeszcze przed chwilą stała za mną. Odruchowo zajrzałam za ramię.
  - Co jest...?  - zdziwił się facet, ale zanim zdążył dopowiedzieć, Kathy uderzyła go pięścią w czaszkę, tak mocno, że natychmiast pozbawiła go przytomności.
   Drugi mężczyzn podbiegł do niej od tyłu i już miał ukręcić jej kark, kiedy zdecydowałam się dołączyć. Dosłownie w ostatniej chwili wyciągnęłam zza pasa dość duży złoty batarang i wycelowałam go prosto w stronę jego stronę.
   Poszybował w powietrzu i trafił centralnie w oko mężczyzny. Ryknął przeraźliwie, od razu instynktownie wyrwał broń i cisnął nią w bok. Skrył twarz w dłoniach i zwinął się z bólu, nadal krzycząc. Stałam osłupiona patrząc z przerażeniem na to, co zrobiłam. Co to było? Właśnie wbiłam gościowi batarang w oko! Wcale nie byłam z tego dumna, wręcz przeciwnie. Jak tak można? To było okropne, paskudne.
   Wiem, że to zły człowiek, ale czy na prawdę na to zasługiwał?
  - Batgirl, uważaj! - z otępienia wyrwał mnie krzyk Kathy.
   Odwróciłam się gwałtownie i złapałam za nadgarstki faceta stojącego za mną. Obróciłam go w kołu dwa razy, nabierając rozpędu i siły, a następnie pchnęłam na innego łotra, który już do mnie podbiegał. Obaj przewrócili się na ziemię.
  - Uciekajcie! - zawołałam do sparaliżowanych strachem, obejmujących się nastolatków. Zero reakcji - Nie słyszeliście?! Uciekajcie!
   Dopiero wtedy wstali i odbiegli, nie odwracając się w stronę ulicy.
   Kathy była w trakcie walki. Zauważyłam, że za jej plecami przybliża się ten, którego trafiłam w oko. Wyciągnął z kieszeni drżącą ręką pistolet i wymierzył go w tył głowy Kathy. Nerwowo rozejrzałam się wokoło, szukając czegoś przydatnego, czym mogłabym uratować Kathy. Podobnie było tamtej nocy, gdy klęczałam przy umierającym ojcu, a mama rozlewała po sypialni benzynę. Wtedy dostrzegłam tę szczególną latarkę. Teraz także odnalazłam coś, czym mogłam obronić Kathy.
   Podniosłam nieduży kawałek gruzu z ziemi i bez zastanowienia cisnęłam nim w głowę mężczyzny. Krzyknął krótko i upadł na ziemię nieprzytomny. W tej samej chwili Kathy załatwiła ostatniego już łotra.
   Stałam próbując wyrównać oddech. Patrzyłam z niedowierzaniem na piątkę nieprzytomnych mężczyzn. Byli ode mnie o wiele starsi, więksi i silniejsi, ale to ja trójkę z nich położyłam na łopatki.
  - Trzeba ich związać i wezwać policję - poinformowała mnie Kathy, podchodząc. W ręce trzymała gruby sznur.
  - Nic się im nie stało? - zaniepokoiłam się.
  - Są tylko nieprzytomni, ale wezwiemy też pogotowie, bo widzę, że cię trochę poniosło - odpowiedziała, a ja poczułam wyrzuty sumienia. Mam nadzieję, że nikomu nie zrobiłam jakieś poważniejszej krzywdy.
  - Nie chciałam... - wymamrotałam.
Kathy odwróciła się do mnie przodem i uśmiechnęła się.
  - Niezła robota - powiedziała - Może faktycznie coś z ciebie będzie.

10 komentarzy:

  1. Coraz więcej akcji, widzę :D Jak zwykle jest świetnie :) Zapraszam do siebie na nowy rozdział :D (Jeśli jeszcze go noe widziałaś i nadal Cię to interesuje)

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaaaaaaaaaak super ☺

    OdpowiedzUsuń
  3. Skończyłam czytać wszystkie rozdziały, tak jak powiedziałam. Serii o Batmanie nie znam (wiem, wstyd, ale nigdy jakoś nie skusiłam się do obejrzenia i w ogóle), więc nie wiem, co jest wymysłem twoim, a co zaczerpnęłaś z kanonu, ale podoba mi się i to jest najważniejsze. Nie jestem dobra w pisaniu długich komentarzy i nie wiem co tu jeszcze dodać... Na pewno zostanę stałą czytelniczką, żeby do końca poznać historię Barbary. A może skuszę się do poznania oryginalnego batmana ;P
    Jeszcze tylko jedno. W kilku rozdziałam zauważyłam "z skąd". Wydaje mi się, że to "z" nie jest tam potrzebne :)
    Weny,
    Sparks :*

    Ps. Czy w oryginale też wszystkie nazwy zaczynają się od "Bat"? Bat-rodzina, Bat-jaskinia itp.? ;P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za to "z skąd" :) Nie wiedziałam wcześniej, że to błąd, ale teraz będę się starać go już nie popełniać ;) Cieszę się, że podoba Ci się moje opowiadanie :) Czy w oryginale nazwy zaczynają się od "Bat". Szczerze powiedziawszy nie wiem :D Komiksu nie czytałam i nie jestem taką wielką fanką, jak mogłoby się zdawać. Wydaje mi się, że tak jest. Gdzieś się z tym spotkałam i jakoś tak mi się to podoba, więc to tu dodałam :)

      Usuń
    2. Te nazwy są fajne :D Szczególnie rozbawiła mnie ta bat-jaskinia, w sumie nie wiem czemu xD

      Usuń
    3. To ja się wtrącę i trochę podpowiem :D Samych komiksów też nie czytałam (JESZCZE :D), ale widziałam wiele filmów oraz jestem właścicielką kilku gier na podstawie komiksów i tam występują nazwy typu: bat-jaskinia, bat-mobil i tym podobne :P I ja też uwielbiam, kiedy używasz tych nazw :) W ogóle uwielbiam Twojego bloga, ale to już chyba akurat wiesz :3

      Usuń
  4. Jak prosiłam zostawiam link do siebie (tutaj bo nie widzę zakładki spam):
    igrzyska-vivien.blogspot.com
    W wolnym czasie zajrzę tu jeszcze i poczytam, serii nie znam, ale może mnie wciągnie, kto wie ;) ?
    Pozdrawiam i życzę weny!
    Astoria.!

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam kilka spraw ;)
    Po pierwsze; Bardo Cię przepraszam za "niepozostawianie śladu". Naprawdę, przykro mi że zapominałam :\ Pewnie wiesz szkoła i te sprawy, czasem ciężko to przeboleć. Nasuwają się pytania "Po co mi wiedzieć, że krótki wstęp przed aktem to dydaskalia??! Osobiście uważam że uczniowie powinni się o tym dowiadywać na kierunkach rozszerzonych np. z biologi, historii , polskiego, matematyki. Ale o tym może kiedy indziej..
    Po drugie; Pamiętam o tobię i jestem z tego dumna. Jesteś dobrą pisarką, może nawet świetną ( Ocenę zostawmy komuś bardziej "doświadczonemu" w tej dziedzinie. Więc tak jak mówię twój blog się wyróżnia. Wiele jest osób którzy tworzą bloga żeby napisać co dzisiaj robili, albo.. zagrać w wykreślankę. No po co??! Zajmują tylko tym serwis (Bez obrazy, to tylko moje zdanie) !
    I po trzecie; Twoje opowiadanie jest czymś "większym". Nie jest to opisanie czegoś albo zmienienie tylko kilku rzeczy. Nie! To jest własnoręcznie wymyślone. Musimy wiedzieć ,że nikt wcześniej na świecie czegoś o tym temacie, stylu i tym pomyśle nie napisał. I musimy być z tego dumni :3 ..
    O widzę ,że się rozpisałam ..
    Pozdrawiam I weny ! ! !
    BlueNight (Ksywy też wymyślamy :3 )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej, dziękuję. To takie miłe :3 Tak się cieszę, że rozumiesz co robię, bo nie wiele osób (które znają Batmana) to rozumieją. I dziękuję za komentarz. Również pozdrawiam :) :)
      P.S. Ja chyba jakaś niedouczona jestem, bo pierwszy raz widzę na oczy słowo: dydaskalia :D

      Usuń
  6. To jest super genialne xd
    Podoba mi się scenka z lataniem
    Czekam z WIELKĄ Niecierpliwością na kolejny...
    Zapraszam do siebie i jeszcze na "nowego" bloga [który ma już coś ok. miesiąca] adres:
    thisisawar-ewa-zuza.blogspot.com
    "Wojna między dwoma światami. Trzeci się nie wtrąca, ale i tak jest na środku areny."

    OdpowiedzUsuń