Byłam rozbita. W ciągu tych kilku godzin, ludzie wyśmiewali się ze mnie, bardziej niż zwykle. Nie żebym się tym jakoś specjalnie przejmowała, ale dzisiaj było mi na prawdę przykro. Ale to nie to było najgorsze. Najgorsze jest to, że gdyby nie Stephanie, ci chłopcy poobmacywali by mnie na oczach niemal trzydziestu osób, a potem nie wiadomo co by jeszcze powiedzieli, albo zrobili. A ja nie umiałabym się obronić. Czy naprawdę muszę taka być? Co jest ze mną nie tak, że nie potrafię obronić samej siebie? Nienawidzę siebie, nie cierpię siebie. Już od kilku lat pracuje nad sobą. Już nawet nie otwartością, tylko nad pewnością siebie. Ale efektów właściwie nie widać i zaczynam wątpić w to, że kiedyś się zmienię. Jedyne z czego jestem zadowolona to to, że nawrzeszczałam wtedy na tego kierowcę. Uratowałam resztki godności. Taak... Super...
Jadłam obiad w ogóle nie czując jego smaku. Grzebałam widelcem w talerzu i podpierając brodę patrzyłam zamyślona przez okno w zachmurzone niebo. Przynajmniej przestało padać. Ale wciąż jest mokro, zimno i wilgotno. Wciąż jest smutno. Miałam mnóstwo zadania i nauki, ale czułam, że dzisiaj nie jestem w stanie niczego się nauczyć. Jedyne co pragnę teraz zrobić to położyć się do łóżka, owinąć ciepłą kołdrą i zasnąć, zapominając o tym wszystkim.
Ale jestem uparta i jest to w pewnym sensie moja wada, a w innym- moja zaleta. Skoro postanowiłam, że muszę się przygotować do szkoły, to się przygotuję. Wstałam z westchnieniem i podeszłam do zlewu, gdzie umyłam naczynia, po czym zamknęłam się w pokoju, chociaż w domu i tak nie było nikogo, kto mógłby mi przeszkodzić w nauce.
Przed dwudziestą pierwszą jednak już dosłownie zasypiałam uderzając głową o biurko. Niczego nie dałam rady się już nauczyć. Urządziłam więc sobie szybki, ale gorący prysznic, wypiłam kakao i wskoczyłam do łóżka. Zgasiłam lampkę i ułożyłam się wygodnie. Przyjemne ciepło rozlało się po całym moim ciele i uśmiechnęłam się sama do siebie, mrucząc z rozkoszą. Teraz jest idealnie. Jestem sama, w swoim pokoju, ze zgaszonym światłem i nie muszę się bac, że ktoś będzie mnie obgadywał i wyśmiewał przez całą noc. Bardziej rzeczywiste jest to, że do mieszkania włamie się jakiś zamaskowany zbir. Jest to dosyć prawdopodobne, bo na naszej ciemnej uliczce często zdarzają się jakieś przestępstwa. Ale, co tam. W razie czego nasze miasto ma dodatkowych strażników, I to takich z pelerynami.
Czując się całkowicie bezpieczna, po krótkiej chwili usnęłam twardym snem.
Obudziłam się słysząc głośną rozmowę za ścianą. Otworzyłam szeroko oczy rozbudzona, wstrzymałam oddech i zaczęłam nasłuchiwać, ale wyłapywałam tylko pojedyncze słowa. W pokoju było już całkiem ciemno. Spojrzałam na zegar: było po dwudziestej trzeciej. Rodzice powinni już być w domu. Wstałam, założyłam buty i podeszłam do drzwi.
Usłyszałam głosy rodziców. Najwyraźniej się kłócili. W pierwszej chwili nie uwierzyłam i już miałam kłaść się z powrotem. Pewno znowu się wygłupiają. Kłótnie w naszym domu to prawdziwa rzadkość. To aż nienormalne, porównując to do tego co dzieje się w większości rodzin. Zawsze miałam nas za przykład idealnej rodziny. Dlatego właśnie musiało minąć kilka dobrych sekund, nim stwierdziłam, że teraz to prawdziwa kłótnia. To znaczy, że stało się coś bardzo złego.
- Ufaliśmy ci! - wykrzyczał ojciec - Ja ci ufałem,,, Kochałem cię, na prawdę cię kochałem, a teraz okazuje się, że... - urwał i wydawało mi się, że słyszę jego cichy płacz.
Zdębiałam. Co się okazało? O co chodzi? Dlaczego tata płacze? Co zrobiła mama? Coś strasznego, to pewne, ale... co? Moja kochana, dobra mama? I kto jeszcze jej ufał? Chodzi o mnie, czy o kogoś więcej?
Jedynym sposobem, aby poznać odpowiedzi na te pytania, było przerwanie rodzicom i dołączenie do rozmowy. Dalsze podsłuchiwanie mogło nie mieć sensu. Podeszłam pod zamknięte drzwi ich sypialni i delikatnie je uchyliłam, rezygnując z pukania. Zajrzałam do środka. Tata stał oparty o ścianę i wyglądał jakby miał za chwilę wybuchnąć głośnym płaczem. Mama wręcz przeciwnie. Była wściekła. Próbowałam przypomnieć sobie, kiedy ostatnio widziałam ich w takim stanie, ale nigdy nie było aż tak źle, jak teraz.
Zawahałam się, czy na pewno powinnam wejść.
- To niedopuszczalne - wyszeptał ojciec podnosząc głowę. Mama milczała, więc kontynuował: - Jak ty mogłaś, Selina? Ty? - poczułam, że stało się coś gorszego niż myślałam na początku i przeszył mnie nieprzyjemny zimny dreszcz - Wiedz, że oni już wiedzą...
Mamie rozszerzyły się źrenice. W pierwszej chwili wyglądała na przerażoną, w drugiej już na jeszcze bardziej wściekłą i zdecydowaną, by zrobić coś nie dobrego. Zacisnęła pięści i poczerwieniała ze złości.
- Powiedziałeś im?! - wykrzyczała podchodząc szybko do ojca. Uniosła rękę i uderzyła dłonią w policzek, po czym szarpnęła go za koszulę. Wszystkie mięśnie mojego ciała spięły się tak mocno, że dostałam bolesnego skurczu w łydkach. Tacie natomiast łza spłynęła po policzku, ale nic więcej - Pytam się, czy im powiedziałeś?
- A co miałem zrobić?! - wyrwał jej się - Jesteś szaleńcem... Jak on. Pasujecie do siebie, gratulacje...
O czym on mówi? Co tu się dzieje? Mama pokręciła głową.
- Nigdy cię nie kochałam - powiedziała cicho, a mi łzy naszły do oczu, ale chwilę później usłyszałam coś jeszcze gorszego: - Nigdy nie kochałam ani ciebie, ani Barbary...
Poczułam jak coś we mnie pęka. Zakryłam usta dłonią i zaczęłam płakać. Oni chyba robią jakiś teatrzyk, chcą sobie ze mnie pożartować. To nie dzieje się na prawdę. Może ja wciąż śpię i to tylko koszmar. Straszny, okropny koszmar, z którego zaraz się obudzę. I wszystko się, i wrócę do normalności.
To nie możliwe, żeby moja najdroższa, najukochańsza matka, która razem z ojcem była dla mnie wszystkim, teraz powiedziała, że nas nie kocha... Że nigdy nas nie kochała.
Tata też nie ukrywał już łez. Ona nie płakała. Oczy miała zimne, szalał w nich gniew.
- A ja cię kochałem - przerwał milczenie tata - Od samego początku. I nadal cię kocham. I nie mogę w to uwierzyć. Nie mogę uwierzyć w to, że przez kilkanaście lat żyłem w kłamstwie!
- To lepiej uwierz! - mama weszła mu w słowo - Bo taka właśnie jest prawda Gregory. Prawdą jest kłamstwo, a kłamstwo prawdą. Skoro mnie kochasz, dlaczego im powiedziałeś?
- Zrobiłem to dla twojego dobra...
Parsknęła śmiechem.
- Mojego dobra? - powtórzyła - To dobrze, że będę gnić za kratkami?
Więzienie? Błagam, niech ten koszmar się już skończy.
- Zrozum, jesteś pionkiem seryjnego mordercy - powiedział tata, a ja poczułam się jeszcze gorzej, chodź myślałam, że to już nie możliwe - Wszyscy uznawali go za martwego od ponad dziesięciu lat. Popełniłaś wiele przestępstw i zapłacisz za to. Sprawiedliwość cię dosięgnie...
- Sprawiedliwość! - prychnęła - Czy ty na prawdę jesteś taki głupi? Sprawiedliwość już nie istnieje. Przynajmniej nie na tym świecie.
- Ja tylko chronię Gotham - kontynuował - I Barbarę.
Powoli usunęłam się po ścianie w dół i upadłam na kolana. Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale to wszystko brzmi tak okropnie... Mam przykre przeczucie, że jeżeli dowiem się prawdy, chociaż częściowo, mój świat legnie w gruzach. Ale niepewności i niewiedzy już dłużej nie zniosę.
- Nie zrobisz tego! - wydarła się mama - Nie pozwolę ci na to!
- Selina... - zaczął ojciec. Głos miał słaby i smutny, ale zdecydowany - Jesteś aresztowana za współpracę z zabójcą, ukrywanie go, morderstwa i kradzieże.
Kolejna łza spłynęła mi po policzku i przyłożyłam trzęsącą się dłoń do drzwi, gotowa je pchnąć. Chcę to zrobić, czy nie chcę? Sama nie wiem... Nie. Koniec tego. Otworzyłam drzwi gwałtownie i szeroko. W tym samym momencie mama wbiła nóż prosto w pierś taty.
Przez dłuższą chwilę w mieszkaniu zapadła cisz, która wydawała się dziwaczna w porównaniu do wcześniejszych krzyków i szlochów. Cała nasza trójka wstrzymała oddech i w tej chwili nawet spadające piórko narobiło by hałasu.
Stałam w progu przerażona i sparaliżowana, wpatrując się w matkę stojącą tuż przed ojcem, z nożem kuchennym głęboko w jego piersi. Nie odrywała gniewnego, bezwzględnego wzroku od jego bladej, załzawionej twarzy, Dopiero kiedy wyszarpała nóż z jego ciała, obudziłam się.
- Tato! - wykrzyknęłam podbiegając do powoli cofającego się mężczyzny. W porę go złapałam i położyłam delikatnie na podłodze. Przez jego białą koszulę przesiąkała krew.
- Barbara...? - powiedziała cicho mama. W pierwszej chwili wyglądała na zbitą z tropu, zdezorientowaną moim pojawieniem. Wydawało mi się, że teraz zacznie płakać i się tłumaczyć. Myliłam się. Natychmiast wróciła jej pewność siebie i uśmiechnęła się do mnie kpiąco.
Zignorowałam ją. Podbiegłam do szafy i wyciągnęłam z niej jakiś żółty, długi materiał. Uklękłam przy ojcu i próbowałam zachować krwotok. Dyszał ciężko i wciąż był przytomny, ale wiedziałam, że za chwilę to się zmieni. Starałam się zachować spokój i zimną krew, ale nie mogłam, po prostu nie mogłam. Łzy spływały mi po twarzy i skapywały na ranę ojca jedna po drugiej.
- Jeszcze chwilkę, tato - odezwałam się, by nie wybuchnąć płaczem - Jeszcze chwilkę, wytrzymaj, Proszę,,,
- Barbara... - wyszeptał ojciec ledwo słyszalnym głosem. Zacisnął zimną dłoń na mojej drżącej ręce, a mnie ponownie przyszył dreszcz - Uciekaj...
Bałam się, na prawdę się bałam, ale nie mogłam go tu zostawić. Nie w takim stanie. I na pewno nie z mamą. Podniosłam na nią rozgniewany wzrok i chociaż wiedziałam, że tego pożałuję, wydarłam się jej prosto w twarz:
- Dlaczego to zrobiłaś?! - krzyknęłam przełykając łzy. Zauważyłam telefon za jej plecami, na szafce nocnej - Trzeba wezwać pomoc! - powiedziałam i wstałam, ale zanim zdążyłam zrobić krok w przód, mama już trzymała zaciśniętą w dłoni komórkę i nie wyglądała, jakby miała zamiar dzwonić po pogotowie - Mamo... - zaczęłam cicho, ale głos mi się zwiesił.
- Wiesz, że teraz powinnam się pozbyć wszystkich świadków? - zapytała, a uśmiech z jej twarzy nagle znikł. Podeszła powoli do kąta sypialni wyciągnęła z sypialni wielką, butlę pełną jakiegoś płynu. Nie spiesząc się, zaczęła go wylewać po całym pokoju. Polewała podłogę, łóżko, ściny, szafę, szafki... Z przerażeniem stwierdziłam, że wszystko tu jest z drewna. Z jeszcze większym przerażeniem rozpoznałam zapach paliwa.
Pokręciłam powoli głową z niedowierzaniem.
- Mamo... - załkałam - Co ty robisz...?
- Pozbywam się świadków - wzruszyłam ramionami - Ciebie i jak najwięcej z tej kamienicy. Mogli usłyszeć coś, czego nie powinni wiedzieć.
Cała ta sytuacja wydawała mi się chora, nie normalna, nie prawdziwa. Nie mogłam uwierzyć, że nasze spokojne życie w ciągu jednego wieczoru legło w gruzach. Matka, która była dla mnie największą przyjaciółką, okazuje się być przestępczynią, rani ojca, mówi, że nigdy nas nie kochała, ojciec umiera, a ja nie mogę nawet wezwać pomocy. Na sam koniec matka chce podpalić kamienice, usiłując zabić mnie i nie winnych ludzi.
Przecież tu było tak głośno. Ktoś musiał nas usłyszeć, nie można tego zignorować.. Ktoś musi nas uratować...
Podbiegłam do mamy, chcąc wyrwać jej z rąk telefon, ale ona była szybsza ode mnie. Podniosła go do góry, a przed siebie wyciągnęła zakrwawiony nóż, na który omal się nie nadziałam. Cofnęłam się gwałtownie, wydając z siebie zduszony okrzyk i z przerażeniem popatrzyłam na skapując z noża krew na podłogę.
- Mamo... - powtórzyłam błagalnym tonem. Dławiłam się własnymi łzami, a od rozchodzącego się zapachu paliwa zrobiło mi się nie dobrze - Mamo, to ja, twoja córka, Barbara... - przypomniałam jej - Nie rób tego, proszę... - opadłam na kolana zrezygnowana. Jestem słaba, bardzo słaba, przyznaję się, ale nie dam rady z nią walczyć. Lepiej będzie jeśli się poddam. Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi ojcu - Nie zabijaj nas...
Chyba jej nie przekonałam, bo wylała całą butlę do ostatniej kropli. Wciąż się we mnie wpatrując, rzuciła ją w kąt, uderzając nią o ścianę. Zaczęłam krążyć oczami po pokoju, poszukując jakiegokolwiek ratunku. Mój wzrok spoczął na wielkiej, grubej, czarnej latarce na szafce nocnej taty. To nie jest zwykła latarka. To jest moja jedyna szansa, nadzieja na uniknięcie śmierci.
Gdy mama odwróciła się, by sięgnąć po zapałki, wstałam i bezszelestnie podbiegłam do półki. Złapałam latarkę w momencie, gdy ona się odwróciła.
- Nie! - wykrzyknęła i rzuciła się w moją stronę, ale za nim zdążyła się przybliżyć, zaświeciłam latarkę i wycelowałem nią prosto w jej oczy.
W całej sypialni rozbłysło światło. Musiałam zacisnąć powieki i odchylić głowę. Mama ryknęła przeraźliwie i cofnęła się, odwracając do mnie plecami i kryjąc twarz w dłoniach. Udało się! Oślepiłam ją!
Odwróciłam się w stronę okna i teraz potężna dawka światła padła na ciemne, bezgwiezdne niebo. Jasny, duży nietoperz, pojawił się nad Gotham City. Oby to wystarczyło...
Wykorzystując to, że mama jeszcze nie odzyskała wzroku i nie doszła do siebie, podbiegłam do ojca i objęłam go delikatnie, pomagając mu wstać. Niestety, nie był w stanie utrzymać się na nogach, nawet gdy powstrzymywałam. Z jękiem usunął się z powrotem na podłogę.
- Tato, błagam - prosiłam znowu usiłując go podciągnąć - Musimy uciekać. Natychmiast!
Mój wysiłek poszedł na marne. Tata nie miał już siły, by mówić, a co dopiero uciekać.
Po kolejnej nieudanej, rozpaczliwej próbie podźwignięcia go, opadłam przed nim na kolana i zacisnęłam pięści. Nie mogę się poddać. Nie pozwolę, by umarł. Jeśli umrze, to ja chcę umrzeć razem z nim.
Matka podeszła do nas powoli i stanęła nad nami. Oczy miała załzawione i zmrużone, ale wciąż błyszczał w nich gniew, wściekłość i szaleństwo. Nie potrafiłam nic zrobić, nic powiedzieć, gdy zapaliła zapałkę i rzuciła ją na polane benzyną łóżko. Ogień pojawił się niemal natychmiast.
- Mamo... - spróbowałam ostatni raz nie wierząc, że to coś zmieni.
- Zapomnij dziewczyno, że kiedykolwiek miałaś matkę - powiedziała zimno, a ja poczułam jak moje serce, moja dusza tłucze się na tysiące małych kawałeczków.
- Skoro nas nigdy nie kochałaś... - zaczęłam - To po co mnie rodziłaś? Co ja tu robię? Dlaczego byłaś z nami cały ten czas? Dlaczego to wszystko robiłaś?
Nie odpowiedziała. W milczeniu patrzyła na mnie wściekła chorymi oczami, jakby zastanawiała się, co ma powiedzieć.
- Plan Jokera zostanie wypełniony - odezwała się w końcu.
Kojarzyłam z skądś nazwę Joker, kiedyś już coś o nim słyszałam. I to chyba nie było nic dobrego. Niestety tylko tyle mogłam sobie przypomnieć, będąc w takiej sytuacji.
Spojrzałam na mamę pytająco, czekając na dalszy ciąg. Za jej plecami rozprzestrzeniał się ogień. Nie spuszczając ze mnie wzroku, podeszła do otwartego okna i wspięła się na parapet. Nie bałam się, że coś jej się stanie. Wie, co robi. Mieszkamy na trzecim piętrze, ale ona nie spadnie i się nie zabije. W innym wypadku, nie robiła by tego. Zmartwiło mnie raczej to, że ucieka.
- Co ty zrobiłaś...? - szepnęłam.
Uśmiechnęła się do mnie usatysfakcjonowana i puściła mi oczko. Odbiła się rękoma i przechyliła się w tył, po czym zniknęła w ciemności nocy.
Pokręciłam powoli głową z niedowierzaniem.
- Mamo... - załkałam - Co ty robisz...?
- Pozbywam się świadków - wzruszyłam ramionami - Ciebie i jak najwięcej z tej kamienicy. Mogli usłyszeć coś, czego nie powinni wiedzieć.
Cała ta sytuacja wydawała mi się chora, nie normalna, nie prawdziwa. Nie mogłam uwierzyć, że nasze spokojne życie w ciągu jednego wieczoru legło w gruzach. Matka, która była dla mnie największą przyjaciółką, okazuje się być przestępczynią, rani ojca, mówi, że nigdy nas nie kochała, ojciec umiera, a ja nie mogę nawet wezwać pomocy. Na sam koniec matka chce podpalić kamienice, usiłując zabić mnie i nie winnych ludzi.
Przecież tu było tak głośno. Ktoś musiał nas usłyszeć, nie można tego zignorować.. Ktoś musi nas uratować...
Podbiegłam do mamy, chcąc wyrwać jej z rąk telefon, ale ona była szybsza ode mnie. Podniosła go do góry, a przed siebie wyciągnęła zakrwawiony nóż, na który omal się nie nadziałam. Cofnęłam się gwałtownie, wydając z siebie zduszony okrzyk i z przerażeniem popatrzyłam na skapując z noża krew na podłogę.
- Mamo... - powtórzyłam błagalnym tonem. Dławiłam się własnymi łzami, a od rozchodzącego się zapachu paliwa zrobiło mi się nie dobrze - Mamo, to ja, twoja córka, Barbara... - przypomniałam jej - Nie rób tego, proszę... - opadłam na kolana zrezygnowana. Jestem słaba, bardzo słaba, przyznaję się, ale nie dam rady z nią walczyć. Lepiej będzie jeśli się poddam. Mam nadzieję, że to nie zaszkodzi ojcu - Nie zabijaj nas...
Chyba jej nie przekonałam, bo wylała całą butlę do ostatniej kropli. Wciąż się we mnie wpatrując, rzuciła ją w kąt, uderzając nią o ścianę. Zaczęłam krążyć oczami po pokoju, poszukując jakiegokolwiek ratunku. Mój wzrok spoczął na wielkiej, grubej, czarnej latarce na szafce nocnej taty. To nie jest zwykła latarka. To jest moja jedyna szansa, nadzieja na uniknięcie śmierci.
Gdy mama odwróciła się, by sięgnąć po zapałki, wstałam i bezszelestnie podbiegłam do półki. Złapałam latarkę w momencie, gdy ona się odwróciła.
- Nie! - wykrzyknęła i rzuciła się w moją stronę, ale za nim zdążyła się przybliżyć, zaświeciłam latarkę i wycelowałem nią prosto w jej oczy.
W całej sypialni rozbłysło światło. Musiałam zacisnąć powieki i odchylić głowę. Mama ryknęła przeraźliwie i cofnęła się, odwracając do mnie plecami i kryjąc twarz w dłoniach. Udało się! Oślepiłam ją!
Odwróciłam się w stronę okna i teraz potężna dawka światła padła na ciemne, bezgwiezdne niebo. Jasny, duży nietoperz, pojawił się nad Gotham City. Oby to wystarczyło...
Wykorzystując to, że mama jeszcze nie odzyskała wzroku i nie doszła do siebie, podbiegłam do ojca i objęłam go delikatnie, pomagając mu wstać. Niestety, nie był w stanie utrzymać się na nogach, nawet gdy powstrzymywałam. Z jękiem usunął się z powrotem na podłogę.
- Tato, błagam - prosiłam znowu usiłując go podciągnąć - Musimy uciekać. Natychmiast!
Mój wysiłek poszedł na marne. Tata nie miał już siły, by mówić, a co dopiero uciekać.
Po kolejnej nieudanej, rozpaczliwej próbie podźwignięcia go, opadłam przed nim na kolana i zacisnęłam pięści. Nie mogę się poddać. Nie pozwolę, by umarł. Jeśli umrze, to ja chcę umrzeć razem z nim.
Matka podeszła do nas powoli i stanęła nad nami. Oczy miała załzawione i zmrużone, ale wciąż błyszczał w nich gniew, wściekłość i szaleństwo. Nie potrafiłam nic zrobić, nic powiedzieć, gdy zapaliła zapałkę i rzuciła ją na polane benzyną łóżko. Ogień pojawił się niemal natychmiast.
- Mamo... - spróbowałam ostatni raz nie wierząc, że to coś zmieni.
- Zapomnij dziewczyno, że kiedykolwiek miałaś matkę - powiedziała zimno, a ja poczułam jak moje serce, moja dusza tłucze się na tysiące małych kawałeczków.
- Skoro nas nigdy nie kochałaś... - zaczęłam - To po co mnie rodziłaś? Co ja tu robię? Dlaczego byłaś z nami cały ten czas? Dlaczego to wszystko robiłaś?
Nie odpowiedziała. W milczeniu patrzyła na mnie wściekła chorymi oczami, jakby zastanawiała się, co ma powiedzieć.
- Plan Jokera zostanie wypełniony - odezwała się w końcu.
Kojarzyłam z skądś nazwę Joker, kiedyś już coś o nim słyszałam. I to chyba nie było nic dobrego. Niestety tylko tyle mogłam sobie przypomnieć, będąc w takiej sytuacji.
Spojrzałam na mamę pytająco, czekając na dalszy ciąg. Za jej plecami rozprzestrzeniał się ogień. Nie spuszczając ze mnie wzroku, podeszła do otwartego okna i wspięła się na parapet. Nie bałam się, że coś jej się stanie. Wie, co robi. Mieszkamy na trzecim piętrze, ale ona nie spadnie i się nie zabije. W innym wypadku, nie robiła by tego. Zmartwiło mnie raczej to, że ucieka.
- Co ty zrobiłaś...? - szepnęłam.
Uśmiechnęła się do mnie usatysfakcjonowana i puściła mi oczko. Odbiła się rękoma i przechyliła się w tył, po czym zniknęła w ciemności nocy.
Wchodzę sobie na mojego bloga a tam na liście tego co czytam.. twój nowy rozdział! Biedna Barbara :( Mam nadzieje ,że Batman widział znak i ,że ją uratuje. Tyle emocji podzas jednego rozdziału aż boję się spokojnie zasnąć w obecności mojej matki. Ale to było super! Jest to najfantastyczniejsze opowiadanie o Batmanie jakie widziałam! Już sie nie mogę doczekać i lece poinformować o kolejnym rozdziale na fb.. :3 dobranocki i życzę weny ;)
OdpowiedzUsuńA dopiero co mama robiła jej śniadanie :(
OdpowiedzUsuńWoow, rozdział jest dla mnie dużym zaskoczeniem. Kiedy mama Barbary powiedziała, że nigdy jej nie kochała w pierwszej chwili pomyślałam, że kłamie, żeby jakoś ja obronić. Ale kiedy zaczęła rozlewać benzynę po domu nadzieja mnie opuściła ;( Zobaczymy, co będzie dalej,
OdpowiedzUsuńSparks :*
Ooo jaaa...
OdpowiedzUsuńBiedna mała Babs... Powinna spłonąć, bo przecież była cała umorusana w benzynie, nie? Ale zakładam, że jednak przeżyje. :D
Rozdział ogólnie fajny, nie zauważyłam błędów, a treść też na poziomie. Mama Babs przestępczynią? Ciekawy pomysł
Pozdrawiam i zapraszam na nową notkę!
No, no, całkiem miła akcja :3 Najbardziej zastanowiło mnie, skąd w mieszkaniu mięli benzynę...? XD
OdpowiedzUsuńZauważyłam, że zgubiłaś literki, i przecinki. Dodatkowo w jednym miejscu dostrzegłam, że po , jest duża litera. Sądzę, że tam powinna być kropka, ale to już tylko moja drobna uwaga.
Pozdrawiam :)
Jejku, zabrałam się za czytanie Twojego bloga, w prawdzie dopiero dwa rozdziały przeczytałam, ale zapewniam, że w najbliższym czasie przeczytam więcej, i jestem pod wielkim wrażeniem. Zaintrygowałaś mnie. Podoba mi się język, w jakim piszesz, charaktery bohaterów, a także oryginalny pomysł na bloga. Szczerze mówiąc to pierwsze opowiadanie o Batmanie, na jakie się natknęłam. Również zainteresowała mnie fabuła, jak i jej rozwinięcie. Już w drugim rozdziale dowiadujemy się, że matka głównej bohaterki należy do "tych złych", a sama Barbara jest o krok od śmierci.
OdpowiedzUsuńNo właśnie, biedna Barbara. Taka młoda, a traci ojca, dowiaduje się, że oboje nigdy nie byli kochani przez matkę oraz była świadkiem zabójstwa osoby, dla której coś znaczyła. W każdym razie to dobrze, że już teraz zaczyna się dziać akcja, chociaż mam wrażenie, że rozwinie się ona jeszcze bardziej :)
Z błędów zauważyłam tylko tyle, że w jednym momencie piszesz w czasie przeszłym, później w teraźniejszym, a potem znowu w przeszłym. Nie rzuca się to aż tak w oczy, zwróciłam na to uwagę tylko dlatego, że musiałam czytać fragment, jeszcze raz (bo brat mi przerwał). :)
Mam nadzieję, że na takiej akcji się nie skończy i będzie się działo jeszcze o wiele więcej, niż w pierwszych dwóch rozdziałach. Pozdrawiam i życzę weny :)
M.
P.S. W wolnym czasie zapraszam do mnie:
http://historia-siedemnastolatka-z-osemki.blogspot.com