piątek, 12 grudnia 2014

NARODZINY LEGENDY ROZDZIAŁ 15

     Dni mijały, a nasze życie jakby odrobinę zwolniło tempo. Pewnie, że nie raz musiałam założyć kostium Batgirl i biec na misję razem z resztą ekipy, ale przynajmniej nasi najwięksi wrogowie nie dawali znaku życia. Od wujka wiemy, że policji nie udało się ich znaleźć. Znowu zniknęli. I znowu niebawem się pokażą. Bruce, Jason i Damian prowadzą śledztwo w ich sprawie, ale na razie nic nie wiadomo. Ja natomiast na razie staram się nie myśleć, co będzie gdy znów się pojawią. W końcu teraz jestem bezradna. Będę się zastanawiać co dalej, gdy dowiem się czegokolwiek. Nie wiem, że to słuszny tok rozumowania, ale nie chcę sobie zaprzątać głowy takimi sprawami, skoro absolutnie nic nie mogę zrobić. Co najwyżej pomóc w śledztwie, chociaż detektyw ze mnie marny.
   Ostatnie dwa tygodnie listopada były więc najspokojniejszymi dniami, odkąd zdecydowałam się wstąpić do Bat- rodziny. Pół dnia spędzałam na treningu, a pół dnia, jeżeli tylko nie było misji, na robieniu tego, na co tylko miałam ochoty.
    Teraz, kiedy pogodziłam się już z Timem po tej małej, głupiej i bezsensownej, ale też nieprzyjemniej sprzeczce dobrze dogadywało mi się ze wszystkimi ludźmi naokoło mnie. A to było dla mnie najważniejsze. Akceptacja, zrozumienie i bratnia dusza, tego potrzebowałam najbardziej. I to uzupełniało dziwne, dręczące uczucie, że powinnam uczęszczać do szkoły i się rozwijać. Tłumaczyłam sobie, że teraz też się rozwijam, tylko w inny sposób. Przecież nie wszystko musi być takie same.
    Wracając do moich relacji z mieszkańcami tego domu, bo oczywiście nie mogłam już zawiązywać znajomości poza nim, można powiedzieć, że zaprzyjaźniłam się nawet z Dickiem. Gdy najgorszy dla niego czas minął okazało się, że jest niezwykle sympatycznym chłopcem. Dokładnie takim, jakiego go sobie wyobrażałam, gdy ujrzałam go po raz pierwszy, na cyrkowej arenie. Był bardzo życzliwy i miał duże poczucie humoru. Uśmiechał się niemal tak często jak Jason tylko, że potrafił się dodatkowo śmiać. Już po kilku dniach zdobył szacunek i uznanie każdego z nas. Jedynie Kathy pozostawała wciąż przeciwna i chociaż nie powiedziała tego wprost, na pewno cicho liczyła na to, że po sześciu miesiącach, a może nawet i wcześniej Dick wróci do sierocińca. Niby zgodziła się na adopcje, ale wszyscy dobrze wiedzą jak to wyglądało. Starałam się ją zrozumieć, ale chyba musiałabym stracić dziecko, by poczuć to co ona. Już nie płakała i nie denerwowała się tak często, jak przed wyprowadzką chłopca, ale unikała rozmów z nim i na jego temat, a kiedy już musiała się do niego odzywać robiła to od niechcenia i w tak bardzo surowy sposób, że zarówno Dickowi jak i wszystkim w pobliżu natychmiast znikał dobry humor.
     Dobrą wiadomością było natomiast to, że w ciągu tych dwóch tygodni bez większego problemu udało nam się nie zdradzić przed Dickiem swojej drugiej tożsamości, a on sam zdawał się nic nie podejrzewać. Na początku wydawało mi się, że będzie trudno, ale okazało się to jednak łatwe. Aż za łatwe.
     Równo czternaście dni po adopcji Dicka siedziałam wieczorem w jego pokoju i wspólnie graliśmy w chińczyka, w którym oczywiście to ja przegrywałam.
  - Wracasz! - zawołał triumfalnie Dick zbijając mojego żółtego pionka swoim niebieskim.
  - Musimy w to grać? - narzekałam - Przecież już wiadomo, że to ty wygrasz. Masz za dużą przewagę. Powiedz lepiej, jak w szkole?
  - Dobrze - powiedział szybko wzruszając ramionami i nie odrywając wzroku od planszy - Wiesz, jak to jest w chińczyku. Wszystko się może jeszcze odmienić.
  - Nudzi mnie to, skończmy - nalegałam. Byłam zanudzona na śmierć. Nigdy nie lubiłam chińczyka, ale grając z Dickiem to w ogóle nie ma zabawy - Co to znaczy "dobrze"?
  - Dobrze. Mam głównie piątki i czwórki, rzadziej trójki.
   Spojrzałam w jego niebieskie oczy, które nadal utkwione były w planszy, tak jakby analizował wszystkie następne opcje. Zauważyłam dwie rzeczy. Pierwsza: ta rozmowa najwyraźniej go nie interesuje i druga: miał niesamowite oczy, tak bardzo bystre, że aż nietypowe dla jedenastoletniego chłopca, a co najważniejsze, było ciepłe i smutne jednocześnie.
  - A kolegów masz? - dopytywałam się.
  - Mam. Audrey, twój ruch. Masz trzy rzuty - wyciągnął do mnie dłoń z kostką.
   Dla Dicka nadal byłam Audrey Collins. To miało być tylko jednorazowe imię, myślałam, że więcej się już nie spotkamy, a teraz on myśli, że na prawdę tak się nazywam.
   Z niechęcią odebrałam kostkę zauważając duży siniak na jego dłoni.
  - Co to? - zaciekawiłam się.
Szybko schował dłoń pod rękawem.
  - Siniak, nie widać? - zapytał - Uderzyłem się.
Spojrzałam na niego podejrzliwie.
  -  Dick, takie same masz na ramieniu i ręce - zauważyłam.
  - Bo to się uderzyłem, jak się przewróciłem - powiedział, a ja się zaśmiałam - Nie śmiej się. Chodzi mi o to, że się przewróciłem i poobijałem w kilku miejscach.
  - Wiem, o co ci chodzi - zaśmiałam się, a on uśmiechnął się do mnie.
  - Kulasz, czy mam kulać za ciebie? - spytał.
    Dokończyliśmy grę i chociaż nie wygrałam, to nie poniosłam też całkowitej klęski. W przeciwieństwie do Stephanie, Dick nie rozpowiadał dookoła, że jest mistrzem świata w chińczyku i zwyciężył w zaciętym pojedynku. No i, oczywiście, że jest lepszy ode mnie.
    Wspólnie udaliśmy się do kuchni, gdzie Alfred i Kathy szykowali kolację i Damiana pijącego mleko. Nawet nie zdążyliśmy przekroczyć progu, a Kathy natychmiast odłożyła dzban soku na stół i bez słowa opuściła pomieszczenie. Zastanowiłam się, czy już zawsze tak będzie tu wyglądać.
     Dick, wyraźnie zachmurzony, spuścił wzrok i się zaczerwienił, ale nie odezwał się.
  - Jak w szkole, Dick? - przerwał krępującą ciszę Damian.
  - Świetnie - mruknął Dick - Możecie wszyscy przestać pytać o szkołę?
  - W porządku. Też nigdy nie lubiłem szkoły. Dopiero w tym roku ją skończyłem.
  - Masz zamiar studiować? - spytałam Damiana.
  - Chciałbym - uśmiechnął się - Medycyna mi się marzy.
Wytrzeszczyłam na niego oczy.
  - To tak jak mi! - wykrzyknęłam uradowana, że mamy podobne zainteresowania.
    Dobrze wiedzieliśmy, że ze studiami mogę się już pożegnać. Medycznymi, nie medycznymi. Martwi nie studiują, martwi nie pracują, martwi nie żyją. Kropka. Ale nie mogłam tego powiedzieć przy Dicku. Po co się w jakikolwiek sposób narażać?
  - Nie ekscytuj się tak, dziewczyno... - wymamrotał Damian - Przez ciebie rozlałem mleko...
Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco.
  - Ojej, przepraszam - pokręciłam głową, przecząc wypowiadanym właśnie słowom.
  - Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem - wtrącił Dick, a ja zaśmiałam się i objęłam go od tyłu.
  - Łatwo ci mówić - podszedł do nas Alfred i rzucił Damianowi gąbkę - Dopiero to co wycierałem ten stół.
W tym momencie Bruce wszedł do kuchni.
 - Dick! - zawołał - Jason prosił, żebyś do niego przyszedł - poinformował.
Chłopiec delikatnie spuścił moje dłonie i wyszedł z pomieszczenia, a gdy wystarczająco się oddalił Bruce spojrzał na nas poważnie.
  - Nie... - jęknęłam.
  - Trzeba było zamieszkać z wujkiem - odparł, a ja znowu się speszyłam - Słuchajcie: chyba namierzyliśmy Deathstroke'a. A gdzie Deathstroke...
  - ...Tam Harley, Catwoman i Joker - dopowiedział Damian.
  - I ich młoda pomocniczka - dodał Bruce - Dzisiaj my mamy przewagę - uśmiechnął się szeroko.


     Tym razem nie jechaliśmy już Bat- mobilem, a swoimi motocyklami. Kiedy pierwszy raz zobaczyłam swój byłam zachwycona. Był identycznie zbudowany jak motocykle Robinów (i Rabin), widocznie miały ten sam model. Jednak mój nie był czerwony, a lśniąco czarny, a tam gdzie Stephanie, Jason, Tim i Damian mają wielkie "R" ja mam złotego nietoperza.
   Mieliśmy, że to nie olejna sztuczka Jokera i jego ekipa i na prawdę znajdziemy ich w opuszczonym magazynie, w centrum miasta, niczego się niespodziewających. Mieliśmy nadzieję, że tym razem nam się uda. Ale byliśmy też, w pewnym stopniu, przygotowani na inny rozwój wydarzeń.
   Na tę misję Bruce powołał mnie, Kathy i Damiana, a siebie wyznaczył jako dowódcę. Podjechaliśmy pod magazyn, w którym podejrzewaliśmy spotkać naszych przeciwników. Po cichu weszliśmy do środka.
  - Rozdzielmy się - polecił Bruce.
  - Myślisz, że to dobry pomysł? - Kathy popatrzyła na niego z niepokojem. Ona, tak jak ja, woli pracować w grupie. Konkretnie w tej sytuacji. W innych obie jesteśmy indywidualistkami. Natomiast Bruce i Damian są nimi zawsze.
  - W razie czego... - Bruce przyłożył palce do małego urządzenia w uchu. To komunikator. Wystarczy nacisnąć przycisk i już jesteś w kontakcie ze wszystkimi członkami ekipy. To jednak wciąż nie to samo, niż gdyby od początku ktoś przy mnie był.
    Wspięłam się po niezbyt niestabilnych schodach na pierwsze piętro. Podłoga skrzypiała pode mną. Dookoła panowała ciemność. Czułam się jak bohaterka jakiegoś dreszczowca. Poza tym było cicho. To była cisza, która przepowiadała wybuch szalonej, hałaśliwej i bardzo złej burzy.
     Rozglądnęłam się wytężając wzrok, ale wciąż nic nie mogłam dostrzec w tej zupełnej ciemności. Liczy się każdy, nawet najmniejszy szczegół. Niczego nie mogę przegapić. Dodatkowo znów czułam to nieprzyjemne znajome uczucie, co przed domkiem na polu kukurydzy, Ktoś mnie obserwuje. Zapaliłam latarkę dzięki czemu poczułam się odrobinę pewniej. I tak nie da się nie usłyszeć, że nie idę. Przez ułamek sekundy zobaczyłam na podłodze cień. To na pewno nie mój. Rozejrzałam się nerwowo oblewając zimnym potem. Nikogo nie było. Czy to możliwe, że tylko mi się zdawało? Nie, jestem pewna, że jest tu ktoś prócz mnie. Ja go nie widzę, ale on bacznie mnie obserwuje. Po co się rozdzielaliśmy? Wstyd się przyznać, ale boję się. A Batgirl nie powinna się bać.
     Usłyszałam za sobą szmer. Odwróciłam się gwałtownie i skierowałam światło na podłogę. Wielki, tłusty szczur wbiegł z piskiem pod ustawione pod ścianą skrzynie.
  - Fuj... - jęknęłam, ale odetchnęłam z ulgą.
     Już miałam zamiar wrócić do poszukiwań, kiedy ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
     Przeszył mnie lodowaty dreszcz. Wbiłam wzrok w szarą ścianę przede mną i przerażona wstrzymałam oddech. Spokojnie, może to tylko Bruce, Kathy, albo Damian, pocieszałam się w myślach. Tylko po co mieliby mnie straszyć?
  - Proszę, proszę - usłyszałam męski, jakby stłumiony głos. Deathstroke. Zacisnęłam podenerwowana wargi - Ktoś postanowił nas odwiedzić - zakpił.
     Usłyszałam jak wyjmuje jeden ze swoich pistoletów. Już po mnie. Pistolet przy głowie, nie kulę w głowie, usłyszałam w głowie głos Tima. Nie, wciąż mogę coś zrobić.
     Wyrwałam się z rąk mężczyzny i jednocześnie odwróciła wysoko podnosząc nogę. Wykopałam mu broń z dłoni. Nim zdążył zorientować się co się dzieje, ja wydobyłam swój pistolet i wyciągnęłam go przed siebie.
 - Ręce do góry! - rozkazałam pewnym głosem, choć w rzeczywistości myślałam, że przewrócę się z przerażenia.
     Deathstroke powoli uniósł ręce w górę, ale ja nadal w niego mierzyłam. Zaczęłam wyrównywać oddech. Byłam pewna, że już mam go w garści, kiedy on zaczął się cicho śmiać. Zły znak, bardzo zły znak. Ręka trzęsła mi się niepohamowanie.
 - Odłóż broń! - usłyszałam za sobą.
     Myślałam, że już nie mogę czuć się gorzej. A jednak się myliłam. Powoli, pełna obaw, odwróciłam głowę. Ta sama dziewczyna, która dwa tygodnie temu stłukła mi biodra stała teraz kilka metrów ode mnie.
     Dzisiaj nie miała siekiery. Dzisiaj celowała do mnie mini- bazooką, podobną do tej co ma Harley, lecz jeszcze mniejszą. Nie była duża, ale wystarczyło bym spanikowała.
     Mała Harley wbijała we mnie swój gniewny wzrok. Nim zdążyłam się zorientować, Deathstroke odnalazł się w sytuacji. Wycelował do mnie pistoletem z drugiej strony.
     Pistolet przy głowie, nie kulę w głowie. Jemu łatwo mówić. Ciekawe, co teraz by powiedział. Zastanowiłam się, czy ja już nie jestem na etapie kuli w głowie. Co mam zrobić? Mogłabym wezwać wsparcie przez komunikator, ale wtedy ta dwójka od razu nacisnęłaby na spust. Uciekać? Zakończenie byłoby takie samo. Co robić? Co robić? Jestem bezradna. Jestem martwa,
 - Odłóż broń i ręce do góry! - powiedziała dziewczyna znacznie głośniej.
   Powoli przykucnęłam i położyłam swój pistolet. Myślałam gorączkowo co takiego mam w pasie, co mogłabym teraz wykorzystać w takiej sytuacji, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Jeżeli jakimś cudem przeżyję, wymyślę coś do obrony w takiej chwili jak ta. Obiecuję, przysięgam, tylko błagam... Chcę przeżyć. Pozostaje mi tylko wierzyć w odsiecz lub czekać, aż Deathstroke'owi i jego małej przyjaciółce znudzi się ta zabawa i wystrzelą pociski.
   Wyprostowałam się i uniosłam ręce do góry. Dziewczyna uśmiechnęła się z nieskrywaną satysfakcją.
  - Dobra dziewczynka - pochwaliła mnie potakując głową z aprobatą - Ale to ci raczej nie pomoże - nacisnęła na spust.
Zamknęłam oczy, by nie widzieć wystrzeliwującej kuli.
  - Padnij! - usłyszałam znajomy głos.
    Instynktownie rzuciłam się na brudną podłogę i z powrotem otworzyłam oczy. Kula przeleciała nade mną. Kierowała się na Deathstroke'a, ale i on uniknął uderzenia.
    W tej samej sekundzie, kiedy padliśmy na ziemię, Damian wskoczył na zdezorientowaną dziewczynę, przewracając ją przy tym.
    Pierwsze co zrobiłam, to podbiegłam do Deathstroke'a, który jeszcze nie zdążył się podnieść. Ponownie wybiłam mu broń z dłoni. Warknął rozwścieczony i niespodziewanie złapał mnie za kostkę, po czym silnie pociągnął. Znowu padłam uderzając głową o skrzynie.
     Deathstroke wstał pospiesznie i wyciągnął kolejny pistolet. Ile on może tego mieć? No tak, już załapałam, on się w tym specjalizuje... Zrobiłam to samo co wcześniej. Wykopałam mu go z ręki nogą.
  - Cóż za taktyka... - mruknął.
     Nim skończył to zdanie cisnęłam nim w jedną ze skrzyń. Złapał ją, a ja w tym czasie wbiegłam na stertę takich samych drewnianych pudeł i skoczyłam na przeciwnika z góry, kopiąc go z całej siły w głowę. Mimo iż miał wytrzymałą maskę, jęknął i upadł na ziemię, a ja spadłam na niego. Skutecznie przygwoździłam do podłogi jego ręce i nogi. Popatrzył na mnie ze wściekłością w oczach i nieudolnie próbował mnie zrzucić z siebie.
     Wyciągnęłam zza pasa nie dużą strzykawkę, zdjęłam z niej osłonkę, która miała być ubezpieczeniem dla mnie. Zgnito- zielony płyn w strzykawce powoduje u człowieka zaledwie błyskawiczną utratę przytomności. Ale mi właśnie o to chodziło.
      Z trudem odnalazłam nieduży kawałek nagiego ciała u Deathstroke'a.  W końcu cały był pokryty zbroją. Jak on może się w tym tak zwinnie poruszać? Nieskutecznie próbował mi się wyrwać, ale tym razem to ja okazałam się być tą silniejszą i wbiłam igłę w jego ciało wstrzykując połowę płynu do jego żył. Wystarczy. Trzeba zostawić coś dla małej Harley.
     Mężczyzna natychmiast osłabł i teraz rzucał się już coraz mniej energicznie, jakby od niechcenia, chociaż wiedziałam, że pragnie się uwolnić. Po upływie dziesięciu sekund całkowicie stracił przytomność.
     Wstałam. Damian radził sobie znacznie gorzej. Leżał na ziemi ledwie przytomny i nawet nie próbował się już przeciwstawić kopiącej go dziewczynie. W końcu chyba jednak zdecydowała się zakończyć jego cierpienie, bo podniosła leżący obok pistolet i wymierzyła nim w chłopaka.
     Nie myśląc za wiele, wbiegłam na nią, przewracając przy okazji. Znowu to jej spojrzenie... Tak jak robi to Harley, gdy się wścieka, pokazała idealne równe, białe, zaciśnięte zęby, które kontrastowały z intensywnie czerwonymi ustami. Próbowała mnie postrzelić, ale chybiła i kula przeleciała obok mnie. Mam szczęście. Gdyby nie jej nie wygodna pozycja, trafiłaby mnie.
     Podobnie jak zrobiłam Deathstroke'owi, wstrzyknęłam jej pozostałość strzykawki. Nie jest to higieniczne, ale stawką jest nasze życie. I tak to głupie, że martwię się tym, czy nie zarażę jednego swojego wroga jakąś chorobą od drugiego. Przed kilkoma minutami, zarówno on jak i ona, mierzyli do mnie, pragnąc mojej śmierci.
     Mała Harley, podobnie jak jej poprzednik, jeszcze przez chwilę się nie poddawała, aż w końcu całkowicie osłabła.
     Zeszłam z niej i przykucnęłam przy Damianie, który teraz klęczał podpierając rękoma i próbował wyrównać oddech.
  - Wszystko w porządku? - zatroszczyłam się.
   Pokręcił głową, więc pomogłam mu usiąść pod ścianą. Chciałabym, żeby to był koniec. Miałam dosyć i czułam, że za chwilę sama padnę nieprzytomna. Ale Bruce i Kathy nadal walczą z Harley i mamą. Musimy im pomóc. Ale nie pozwolę, by Deathstroke i mała Harley nam uciekli.
   Znalazłam gruby, solidny sznur i przywiązałam tę dwójkę do słupa. Kiedy się wyprostowałam Batman i Batwoman weszli do pomieszczenia. Wnioskując po ich wyglądzie bez wahania stwierdziłam, że i oni nie mieli lekkiej walki. Jednak mieli ze sobą Catwoman i Harley, również nieprzytomne. Na ten widok pewnie podskoczyłabym z radości, gdyby nie obezwładniające zmęczenie.
  - Udało się? - zdziwił się Bruce,
   Poczułam się trochę dziwnie.Wydawało mi się, że Batman zawsze jest pewny zwycięstwa. Jakoś nagle utraciłam pewność siebie. Chyba nic specjalnego, w końcu to mój mentor. Ale w tej chwili nie przejmowałam się tym.
  - Tak, udało się! - wykrzyknęłam - Mamy ich!
Podbiegłam uradowana do Bruce'a i gdy położył Selinę na podłodze, uściskałam go aż za mocno. Pokonaliśmy ich! To koniec. Wygraliśmy!
  - Damian? - odezwała się Kathy. Zostawiła Harley pod nogami jej małej podobizny i podeszła do syna - Nic ci nie jest?
Damian chyba jeszcze nie do końca mógł mówić i kontaktować, ale z pomocą matki wstał i dołączył do nas.
     Spojrzałam na leżącą pode mną nieprzytomną Catwoman. Nie mogłam uwierzyć, że ta kobieta jest moją matką. Wydawała mi się zupełnie obca, bardzo daleka. Czułam, że jej nienawidzę. Nie cierpię jej z całego serca. Gniew, wściekłość, żądza zemsty, ale też i rozpacz. To wszystko płonęło w moim sercu, gdy na nią patrzyłam. Płonęło tak jak kamienica, którą spaliła. Płonęło jak ciało ojca, które zostawiłam w naszym mieszkaniu. W miejscu, gdzie czułam się bezpieczna i kochana. A w rzeczywistości nie byłam bezpieczna i nie byłam kochana przez człowieka, którego kochałam. Przez nią. Pokręciłam głową nadal na nią patrząc. Nie widzi tego, ale chcę w ten sposób udowodnić jej i sobie, że jest dla mnie nikim. Tak jak ja jestem nikim dla niej. Nie tę osobę kochałam. Kochałam kogoś kto nie istniał. I to boli mnie najbardziej.
  - Nienawidzę cię... - poruszałam bezgłośnie ustami. Tak, nienawidzę jej. Ona nie zasługuje na moją miłość. Ja nie znam tego człowieka.
     Z rozmyśleń wyrwał mnie Bruce, który podszedł do nieprzytomnego Deathstroke'a i zdjął maskę z jego twarzy. W pierwszej chwili nie rozpoznałam go, ale chwilę potem stanął mi przed oczami obraz mężczyzny przyglądającemu się walizce z bronią w cyrkowej garderobie.
  - Slade Wilson - powiedziałam na głos.
  - Znasz go? - zdziwiła się Kathy.
  - To ten z cyrku - odezwał się Damian.
  - Tak podejrzewałem - rzekł Bruce prostując się i nadal przyglądając się mężczyźnie - Jego odciski palców zgadzały się z tymi z walizki, którą przynieśliście.
Zauważyłam, że wzrok Bruce'a płonął gniewem i nienawiścią. To dla niego nie typowe.
  - Znasz go? - powtórzyłam słowa Kathy.
Skinął głową. Wyglądał tak, jakby nigdy nie chciał go poznać.
  - Później wam opowiem - odparł odwracając wzrok - Za chwilę będzie tu policja. Zwiążmy lepiej te dwie - wskazał na Harley i Catwoman.
     Szybko wykonaliśmy polecenie. Skończyliśmy dokładnie wtedy, gdy policyjne radiowozy zatrzymały się przed magazynem. Podbiegliśmy do okna i wystrzeliliśmy liny z hakiem. Wyskoczyłam i przeleciałam na linie kilkanaście metrów nad ulicą. Wylądowałam, tak jak pozostali, na dachu sąsiedniego budynku, z którego następnie, wykonując podobne akrobacje, znaleźliśmy się za magazynem. Wsiedliśmy na motocykle i niezauważeni przez policjantów odjechaliśmy w kierunku domu.

   Dzień później, wieczorem nadal czułam się rozbita po wydarzeniach poprzedniego dnia. Strach, stres, zdenerwowanie, złość a nawet panika, to wszystko mnie wykończyło i teraz ledwie trzymałam się na nogach. A gdybym była sama? Zginęłabym? Będąc Batgirl przyjdzie w końcu taki dzień, że sam będę musiała się zmierzyć, że złem Gotham, a wówczas nie będę miała nikogo, kto będzie mógł mnie obronić.
    Zeszłam do salonu, gdzie zastałam Kathy oglądającą wiadomość. Siedziała skulona na sofie popijając mleko, a Tim i Dick siedzieli za nią na podłodze i grali w chińczyka. Jestem pewna, że to Dick zmusił Tima do gry, bo to Tim wyglądał na znudzonego, a Dick na podekscytowanego. Nic dziwnego skoro znowu wygrywał. Zdziwiłam się, że on i Kathy siedzą obok siebie w całkowitym spokoju i nic się nie dzieje. Dotychczas Kathy zawsze wychodziła, gdy pojawiał się Dick. A teraz?Czyli bawimy się w normalność?
   Gdy weszłam do pomieszczenia Tim popatrzył na mnie jak na wybawicielkę.
  - Audrey, cześć! - wykrzyknął machając do mnie ręką - Chcesz przejąć moje pionki? Czerwone są, takie fajne. Jeden już nawet jest w domku... Prawie...
  - Możecie ciszej? Próbuję oglądać - burknęła Kathy nie odwracając wzroku od telewizora.
  - Nie, dzięki - uśmiechnęłam się i dosiadłam do chłopaków - Ale mogę popatrzeć jak gracie.
  - To chyba nieźle ci się nudzi - mruknął Tim i z niechęcią oddał Dickowi kostkę, a gdy ten wyrzucił szóstkę wykrzyknął oburzony: - Ja z tobą nie gram! Oszukujesz!
  - Nie oszukuję - odparł spokojnie Dick zbijając swoim pionkiem pionek Tima. Tuż przed samym domkiem. Przygotował się do kolejnego rzutu.
  - Oszukujesz! - powtórzył Tim.
  - Tim, czy ja nie prosiłam o ciszę? - wtrąciła się Kathy nieco bardziej zniecierpliwiona.
  - Ale to niesprawiedliwe! - Tim trzymał swojego - Już któryś raz z nim gram i on zawsze wygrywa. Zawsze o dziwo ma farta i...
  - Tim - przerwała mu Kathy - Próbuję coś usłyszeć.
  - Daj mi to - burknął Tim wyrywając Dickowi kostkę,
     Zaśmiałam się i spojrzałam na równie rozbawionego Dicka. Wtedy dostrzegłam wielkiego siniaka na jego skroni zasłoniętego grzywką.
  - Czekaj - przerwałam im grę i złapałam delikatnie chłopca za głowę odsuwając włosy - Dick? Znowu się przewróciłeś? - zapytałam podejrzliwie.
  - A to akurat nie - wyrwał mi się i z powrotem zasłonił stłuczenie - To dostałem jak graliśmy w siatkówkę.
     Może i jest dobry w chińczyka, ale kłamać nie umie. Nie uwierzyłam w tę bajeczkę, jak i w poprzednie. Chyba wiem, co tak na prawdę się stało. Nie dopuszczałam wcześniej do siebie tej myśli, bo wydawała mi się idiotyczna. Może nie miałam żadnych dowodów, ale i tak byłam przez tę chwilę pewna swojego twierdzenia. Wybuchnęłam.
  - Kathy! - wstałam gwałtownie.
  - Tak? - spojrzała na mnie pytająco.
  - Czy ty go bijesz?
Zapadła dłuższa chwila milczenia.
  - Audrey.... - zaczął Dick,
  - Słucham? - przerwała mu Kathy nie spuszczając ze mnie wzroku - Co takiego powiedziałaś?
  - Spytałam, czy ty go bijesz? - powtórzyłam głośniej wskazując na Dicka.
  - Audrey, to nie tak... - próbował coś powiedzieć.
  - Cicho! - skarciłam go - Kathy?
  - Że niby ja go biję? - powtórzyła z niedowierzaniem.
  - Tak - pokiwałam głową, jakby to było oczywiste.
  - Poco miałabym go bić?! - wstała równie gwałtownie jak ja, a mleko rozlało się na podłogę.
  - Właśnie o to chciałam cię zapytać? - wzruszyłam ramionami - Chłopak codziennie ma nowe sińce i nie chce się przyznać skąd je ma.
  - I sugerujesz, że to moja wina? - wskazała na siebie.
  - Audrey... - odezwał się Tim wstając powoli - Uspokój się...
  - Nie, nie uspokoję się! - wykrzyknęłam wpadając w nieogarnięty potok słów - To, że zamordowali jej dziecko to nie powód, by wyzywać się na niewinnym chłopcu...
  - Audrey, to ze szkoły! - wszedł mi w słowo Dick.
    W tej samej chwili uświadomiłam sobie, co właśnie powiedziałam. Ponownie zapadła cisza. Kathy wpatrywała się we mnie na wpół ze zdziwieniem, na w pół ze wściekłością, aż w końcu łzy zalały jej oczy. Wybuchnęła głośnym płaczem i wybiegła z salonu, a ja patrzyłam na to stojąc bezradnie. Chwilę później Dick wybiegł za nią.
  - Dick, czekaj! - zawołałam, choć wiedziałam, że i tak mnie nie posłucha. Odwróciłam się do Tima i teraz mi mgiełka uniemożliwiała widzenie - Co ja zrobiłam? - załkałam.
  - Właśnie nie wiem, co zrobiłaś - odparł oburzony - Co to w ogóle miało być...
  - Nie wiem, na prawdę, nie wiem - przerwałam mu próbując nieskutecznie zachować łzy - Co ja zrobiłam? Jaka ja jestem głupia! Ja nie chciałam... Myślałam, że... Chciałam... - zająknęłam się i w końcu płacz odebrał mi całkowicie mowę.
Ciężko opadłam na fotel i skryłam twarz w dłoniach.
  - Proszę, tylko nie płacz - Tim z trudem przyklęknął przede mną.
  - Jak mam nie płakać? - wykrzyknęłam spuszczając ręce - Widziałeś co zrobiłam? Co powiedziałam? Zabij mnie, proszę...
  - Opanuj się - wziął mnie za trzęsące się dłonie - Barbra, będzie dobrze...
  - Nie jest dobrze! - przerwałam mu.
  - Ale będzie - powtórzył - Wiem, głupio wyszło...
  - Beznadziejnie wyszło! Chciałam tylko obronić Dicka. Nie wiem czemu, ale myślałam, że to ona...
  - Po co miałaby to robić?
Pokręciłam chaotycznie głową.
  - Nie wiem - szlochałam. Teraz to wydawało mi się takie głupie i bezsensowne. Po co się odzywałam? Zawsze siedzę cicho. Dlaczego teraz musiałam? - Nie wiem, co mi odbiło... A potem jeszcze powiedziałam o... Tim, zabij mnie.
  - Uspokój się - objął mnie ramieniem i czule przytulił do siebie, a ja poczułam się odrobinę lepiej.
  - Masz rację. Opowiem to wszystko Damianowi i on sam mnie wtedy zabije - powiedziałam, a Tim parsknął krótkim śmiechem - Jestem strasznie głupia... - załkałam.
  - Powiedziałbym, że to nie prawda, ale to zagranie było wyjątkowo nie mądre - odpowiedział, a mi kolejna łza spłynęła po policzku.
  - Dzięki za szczerość - odparłam.
  - Ale poza tym, wcale nie jesteś głupia - pogłaskał mnie po głowie.
Skinęłam głową, chociaż nie wierzyłam w jego słowa.
  - Co ja mam teraz zrobić? - spytałam.
  - Na razie nic - rzekł.
  - Ale... - zaczęłam.
  - Ona teraz nie będzie chciała rozmawiać - przerwał mi - Za kilka dni, gdy emocje trochę opadną, podejdziesz do niej i przeprosisz, wytłumaczysz się.
  - Tu nie ma czego tłumaczyć - szepnęłam wtulając się w jego ramię.
  - Wszystko się ułoży - odpowiedział Tim tak samo szeptem. Odsunął się ode mnie i czule wytarł mi łzę z policzka - Ale już nie płacz.
Pokiwałam głową i wyprostowałam się.
  - Wszystko się ułoży - powtórzyłam sobie, a on przytakną i uśmiechnął się do mnie łagodnie.
Wówczas do salonu wszedł z powrotem Dick. W ręce trzymał mopa. Popatrzyliśmy na niego wyczekująco.
  - Nie chciała ze mną rozmawiać - rzekł i zaczął wycierać rozlane mleko.
Tim wzruszył ramionami.
  - Nic dziwnego - powiedział.
  - Dick, bardzo cię przepraszam... - powiedziałam szybko.
  - Po co mnie przepraszasz? - przerwał mi - Mi nic się nie stało.
Tymi słowami tylko dodatkowo mnie przygnębił. Tim patrzył na niego przez dłuższą chwilę, aż w końcu się odezwał:
  - Ze szkoły masz te siniaki, czyli... - zaczął zachęcając go do kontynuowania tego zdania.
  - Czyli przewróciłem się, a potem dostałem piłką - dopowiedział Dick nie podnosząc wzroku znad podłogi. Tim nadal przyglądał mu się z po wątpieniem - Ojejku, dobra - wybuchnął - Biłem się, zadowolony?
  - Biłeś się? - powtórzył zdumiony.
  - Gdybym wiedział, jak to się skończy od razu bym wam powiedział.
Załkałam i musiałam zakryć dłonią usta, by znowu się nie rozpłakać.
  - Audrey, spokojnie - Tim popatrzył na mnie uważnie.
  - Przepraszam... - powiedziałam.
  - A ty nie zmieniaj tematu - Tim zwrócił się z powrotem do Dicka.
  - Jesteś moją matką? - bronił się Dick.
  - Nie, ale to ważne - odparł Tim - Co się dzieje? Powiedz nam, może jakoś zaradzimy.
Dick westchnął, jakby zastanawiał się, czy na pewno chce nam to powiedzieć.
  - Bo oni się śmieją, że... że nie złapałem rodziców... - wydukał.
Tim spojrzał na mnie zbulwersowany.
  - Słucham? - spytał -Śmieją się z ciebie, że...
Dick kiwnął głową, by tego nie powtarzał.
  - No i póki naśmiewali się ze mnie jakoś to znosiłem, ale potem zaczęli obrażać moich rodziców i... i tak jakby zacząłem się bić... - powiedział. Widać było, że te słowa przychodzą mu z niemałym trudem i bolą go.
     Zacisnęłam mocno pięści. Rozpacz przerodziła się w gniew. Jak można naśmiewać się z takiej tragedii? Wiem, co to znaczy, gdy ktoś dokucza, wyśmiewa, obraża dzień w dzień. Wiem jak bardzo to boli, a jak innym trudno to zrozumieć. Tyle, że mi nie robiono tego z takich poważnych, tragicznych powodów. Poza tym, wiem jak bardzo Dick jest wrażliwy.
  - Dick, posłuchaj - odezwał się Tim.
  - Możemy teraz o tym nie mówić? - zaproponował Dick nie patrząc na nas - Przepraszam...
W progu stanął Bruce i popatrzył na nas zdezorientowany.
  - Dlaczego zawsze, gdy przychodzę wycieracie mleko? - zapytał, a my nie odpowiedzieliśmy. Wówczas Bruce dostrzegł mnie i zmarszczył brwi - Coś się stało?
Pokręciłam głową.
  - Tak... Nie... Nie dam rady - tylko tyle dałam rady z siebie wydusić. On musi wiedzieć, co powiedziałam jego żonie.
Bruce spojrzał pytająco na Tima w nim szukając wyjaśnień,
  - Później ci powiem - rzekł Tim, a Bruce niezbyt zdecydowanie przytaknął.
  - Dick, Stephanie chce ci coś pokazać. Woła cię do swojego pokoju - poinformował. Dick dokończył ścieranie podłogi, po czym opuścił salon bez słowa, odprowadzany naszym wzrokiem. Bruce spojrzał na nas - Mam dwie wiadomości: dobrą i złą. Dobra jest taka, że aresztowano Catwoman, Harley, Deathstroke'a i tę dziewczynę.
  - Czad, a zła? - zapytał Tim.
  - Złej się pewnie domyślacie. Na wolności wciąż znajduje się Joker - odpowiedział Bruce. Super, jeszcze on. Czułam, że zapomniałam o czymś ważnym. Wiedziałam, że nie powinnam się tak cieszyć - Czyli w zasadzie... Nie mamy za bardzo co się radować z pierwszej wiadomości...
  - I co teraz? - spytałam.
Bruce wzruszył ramionami.
  - Spróbujemy go wyśledzić, ale wątpię by nam się udało - powiedział - Wygląda na to, że pozostaje nam tylko czekać.



I znowu się rozpisałam :) Gratuluję tym, którzy wytrwali do końca ;)
Mam nadzieję, że rozdział się podobał. 
Pochwalę się i napiszę, że dzisiaj są moje urodziny ;) I jestem chora :')
Czyli bardzo się cieszę :')
Chciałam podziękować za tysiąc wyświetleń, do których dobiliśmy w tym tygodniu :D
Liczę na to, że znaczna większość to nie wyświetlenia "przypadkowe". W sensie, ktoś wszedł, przeczytał trochę i zrezygnował. 
Komentując rozdziały dajecie mi gwarancję, że tak nie jest i są osoby, które czytają ;)
Nie mam co narzekać, bo pod ostatnim postem było aż siedem komentarzy :) 
Na prawdę mnie to cieszy. To takie miłe przeczytać takie pozytywne opinie :3
To nie oznacza, że nie przyjmę krytyki :D
 Dziękuję tym, którzy czytają, a w szczególności tym, którzy dodatkowo komentują.
Cieszę się, że mam Czytelników zarówno takich, którzy do tej pory Batmana nie znali,
takich, którzy znali go tylko z "Mrocznego Rycerza"
i takich, którzy wiedzą, kto jest którym w kolejności Robinem w oryginale ;)
Odpowiadając na jeden z komentarzy: na nikim ze znajomych nie wzorowałam się nadając bohaterom nowy charakter :) Ale fajnie, że odnajdujecie siebie w bohaterach :) 
I jeszcze jedno: przepraszam za to mleko w tym rozdziale :D To chyba nie stanowiło dużego problemu? :)
Po prostu mam jakąś schizę po piątym rozdziale i mi się udziela :D Zresztą nie tylko mi ;) 
Wiem, że mam jedną Czytelniczkę, którą to mleko bardzo ucieszy ;) Proszę więc, miałam to sobie odpuścić, ale pomyślałam o Tobie :)
Młodsza siostra w sumie też chciała, by było mleko :D Poza tym były takie zdjęcia z Damianem i krową i to mnie zainspirowało :D
Dobrze, powinnam się leczyć także na głowę :D
Komentujcie, proszę! 
Mam nadzieję, że nie zanudziłam Was tym rozdziałem :)
Jeszcze raz dziękuję za komentarze i za te tysiąc wyświetleń. Jesteście wspaniali! :3



16 komentarzy:

  1. Mleko, mleko, mleko :D dziękuję za to mleko, nawet Kathy pije mleko :) A Barbra przesadziła :/ Tim taki kochany strasznie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Super!!!!
    Nie będę nic pisać bo jak już zacznę to nie skończę i nie zobaczysz komenta xd
    czekam na nexta...
    PS dobrze ze się rozpisałaś... xs

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem co napisać...No po prostu FANTASTYCZNE

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny. Cieszę się, że jest tak dużo akcji. Ciekawe, czy Joke pomoże jakoś swoim pomocnikom no i mam nadzieję,że niedługo pojawi się we własnej osobie ;) Oj, współczuję na Barbarę, faktycznie głupio wyszło. A motyw mleka nawet mnie rozbawił xD
    Pozdrawiam,
    Sparks ;*
    PS Zauważyłam jeden błąd: "naprawdę" pisze się razem ;) Zawsze mi się to mieszało z na pewno, aż w końcu zapamiętałam

    OdpowiedzUsuń
  5. Wreszcie mogłam przeczytać :D Też się cieszę, że się rozpisałaś i to w taki cudowny sposób (tak, pisząc to, mam na myśli, że rozdział jest wspaniały) :3 Czyli, że Ty też z grudnia? <3 No to spóźnione wszystkiego najlepszego! :) Oczywiście czekam na następny rozdział, no i mam nadzieję, że już wyzdrowiałaś :) A jak nie - to zdrowia życzę :) No i weny, oczywiście ;)

    Przy okazji zapraszam na mojego nowego bloga! :D (Znowu zapraszam Cię na nowego bloga... Nie męczy Cię to trochę? :P) Tym razem różne opowiadania tam będą (w tym jedno mini-opowiadanie z Batmana :)).
    ---> arrowtales.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  6. Hej, nie wiem, czy bierzesz w tym udział, ale zostałaś nominowana do nagrody Liebster Award. Szczegóły znajdziesz tutaj:
    http://essence-of-spark.blogspot.com/p/liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Super rozdział! Krowa i mleczko :3 A i poza tym.. nominowałam cie do LBA! Więcej u mnie ;) http://nordycka25.blogspot.com/2014/12/nominowana-do-lba.html
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Widzę, że żyjesz bardziej niż ja :D :D
    http://i-never-claimed-to-be-a-saint.blogspot.com Chciałabym poinformować o nowym rozdziale;)

    OdpowiedzUsuń
  9. No i... Masz kolejną nominację do LBA! :D Mam nadzieję, że bierzesz udział ;) Tutaj więcej informacji: http://arrowtales.blogspot.com/p/blog-page.html

    OdpowiedzUsuń
  10. Z radością powiadamiam Cię, iż zostałaś nominowana przeze mnie do LBA :) Mam ogromną nadzieję, że odpowiedz na pytania, a jeśli nie to byłabym wdzięczna, gdybyś napisała komentarz pod postem o Liebster Blog Award (gdzie również znajdziesz więcej informacji :) ), mówiący, że nie bierzesz w tym udziału. Z góry dzięki :*
    Opowiadania Książkoholiczki

    OdpowiedzUsuń
  11. Hej. Masz kolejną nominację do LBA xD
    Powodzenia
    Więcej informacji na moim blogu http://tacopiszeopowiadania.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  12. Mi tam mleko nie przeszkadza :P
    Nawet ostatnio zaczęłam je dość regularnie pić!
    Dzięki Twojemu opowiadaniu przekonałam się zupełnie, że do wszystkiego da się przekonać, wystarczy przedstawić to w odpowiedni sposób c;
    Nigdy nie interesowałam się Batmanem etc., a wręcz nie mam pojęcia dlaczego odpychało mnie to, aż do teraz.
    Co prawda nadal się tym nie interesuję, ale za to interesuje mnie Twoje opowiadanie, które jest zdecydowanie fenomenalne!
    Masz ciekawy styl, inny niż ktokolwiek kogo znam.
    Wszyscy Twoi bohaterzy wydają mi się tak prawdziwi! Nikt nie jest zbyt wyidealizowany, ale też nikt nie jest zbyt daleko ideału... Jednym słowem - są idealni :D
    Kocham Twój blog choć pewnie nie widziałaś żadnych komentarzu ode mnie - nic dziwnego, dopiero dziś założyłam konto na bloggerze, ale czytam go od prawie samego jego początku i od teraz przyrzekam dodawać komentarze pod postami ;)
    No i kochana...
    Zapomniałabym o najważniejszym! Może trochę spóźnione, ale chcę Ci złożyć życzenia urodzinowe!
    Żyj ze 100 lat! Miej wspaniałego chłopaka i jeszcze lepszych przyjaciół, dużo pieniędzy (nie są ważne, ale się przydają), radości, weny no i jak najwięcej czasu, żebyś mogła zaspokajać nasz głód i pisać, PISAĆ, pisać! Nie martw się! Trochę czasu możesz zostawić dla siebie, byleby blog na tym nie ucierpiał!
    Może w paru miejscach te życzenia są trochę samolubne, ale jakoś to przeżyjesz ;)
    Lea A. S.

    Jeśli masz czas i chęci to wbijaj kochana do mnie:
    http://wieza-bez-krolewny.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  13. Chcę Cię poinformować iż dostałaś następną nominację LBA :) Więcej na double2murder.blogspot.com :)))

    OdpowiedzUsuń
  14. Jestem chyba szósta pod tym postem, ale nominowałam Cię do LBA :)
    Więcej u mnie na blogu:
    aniol-diabel-czy-kosmita.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdzie się podziewasz, kochana Tiffany? ;-; Już dwa misiące Cię nie ma, a ja prawie codziennie wchodzę na bloggera z nadzieją, że ujrrzę jakąś informację związaną z Twoim powrotem... Wszystkp okay? ;c Mam nadzieję, że tak i że jeszcze do nas wrócisz, bo brakuje mi Twoich nowych rozdziałów :'(
    Wróć do nas, Tiffany! ❤

    OdpowiedzUsuń
  16. Hej Tiff! Mam ferie więc nadrabiam zaległości czytelnicze i pisarskie :3 I DODAJE DŁUŻSZE KOMENTARZE No i jestem chora. Ale tuzin chusteczek, zasłaniających monitor mnie nie pokona! Rozlane mleko :D Żal mi Kathy..ciekawe jak Bruce zareaguje? No i co z Jokerem? Pewnie się gdzieś ukrywa i czeka. I pewnie uda mu się uwolnić część złej załogi (albo wszystkich).. Wiem że już raz skomentowałam ale było to tak słabe że pożal się BOŻE... Kiedy wracasz? Pozdrawiam :3
    ~~Nighty

    OdpowiedzUsuń